W pejzażu zaklęte. Malarstwo Konrada Hamady
Kojarzycie francusko-włoski film fabularny „Cena strachu” z 1953 roku w reżyserii Henriego-Georgesa Clouzota? Fabuła opowiada o czwórce najlepszych kierowców wybranych spośród chętnych do przewiezienia nitrogliceryny potrzebnej do ugaszenia pożaru ropy naftowej w niewielkiej miejscowości Las Piedras. Ładunek jest niezwykle podatny na wstrząsy, a trasa niebezpieczna, więc ryzykanci mogą w każdej chwili zginąć wskutek eksplozji. To właśnie po seansie tego filmu Konrad Hamada zapragnął zostać kierowcą ciężarówki. Cóż, nic tego nie wyszło. Hamada został artystą. Tym samym mamy wielką przyjemność organizować wystawę jego twórczości w Galerii Art in House. Zachęcamy do przeczytania wywiadu z malarzem oraz do wizyty na wystawie „W pejzażu zaklęte”, której wernisaż odbędzie się 25 października o godz. 18.00. Ekspozycja będzie otwarta do piątku 29 października w godzinach 10.00-18.00.
Konrad Hamada, Zamarznięty staw, 2020 r.
Alicja Stasiak: Opowiedz nam trochę o sobie i o tym, jak dorastałeś. Czy to w jakikolwiek sposób wpłynęło na twoją decyzję o pozostaniu artystą?
Konrad Hamada: Urodziłem się w Krakowie w rodzinie, w której obcowało się ze sztuką. Dom pełen był albumów malarstwa, które ojciec gromadził, w owym czasie w dużej mierze niestety jeszcze czarno białych. Oczywiście nie miałem dostępu do wszystkiego, ale pierwsze nazwisko jakie mi się nasuwa to Hieronimus van Aken, znany światu powszechnie jako Hieronim Bosch, którego poznałem najwcześniej, jeszcze w przedszkolu i który zrobił na mnie największe wrażenie. Od tamtej pory na zawsze pozostał on moim ulubionym twórcą, którego cenię za niewyobrażalną pomysłowość i to jakie podwaliny dał pod malarstwo symboliczne kolejnym pokoleniom. Dużą rolę w moim dzieciństwie odegrało też kino kostiumowe. Można powiedzieć, że wychowywałem się na filmach kostiumowych i zaczytywałem w baśniach Braci Grimm oraz J.Ch.Andersena, głównie tych wersjach ilustrowanych przez Jana Marcina Szancera. Mama czytała mi różne legendy wzbogacane kolorowymi ilustracjami, a potem zapoznałem się ze sztuką komiksu. Moja wyobraźnia rozwijała się i gdzieś w głowie rodziła myśl o tym, żeby też kiedyś spróbować tych dziedzin na poważnie. Za farby wodne chwyciłem w wieku trzech lat, ale oczywiście jak każdy mały chłopiec, który chce być policjantem albo strażakiem i ja miałem swoje pomysły na tzw. „typowo męski zawód”, o czym mało kto dzisiaj wie. Koncepcja narodziła się kiedy oglądałem w towarzystwie mamy „Cenę strachu” z 1953 roku Henri-Georges’a Clouzot z Yves Montand’em w roli głównej i zapadłem na chorobę zwaną: truckmania. Wiedziałem, że jeśli z czasem nie pójdę w kierunku sztuk plastycznych, zostanę kierowcą ciężarówki. Z czasem jednak moja romantyczna natura sprawiła, że serce wzięło górę nad rozsądkiem i rozwijałem talent, zaś ciężarówki pozostały tylko w postaci kolekcji miniaturowych modeli.
Jak ewoluowała twoja sztuka na przestrzeni lat?
Po dziecięcych fascynacjach Boschem, poznałem malarstwo Jacka Malczewskiego, Gustava Klimta, a później Bractwa Prerafaelitów i w środku pieczołowicie układałem sobie swój własny świat, przetwarzając go potem na artystyczne wizje. Jako nastolatek przez dwa lata publikowałem humorystyczne prace w piśmie satyrycznym „Dobry humor – Rysunki” pod kierownictwem rysownika i satyryka Szczepana Sadurskiego. Los sprawił, że właśnie wtedy odkryłem dziką przyrodę Beskidu Niskiego i na 20 lat związałem z malarstwem pejzażowym. Gęste, zielone lasy przypomniały mi filmy o Robin Hoodzie z dzieciństwa, zaś złociste łąki – prerie znane mi z westernów. Gwałtownie zrobiłem zwrot w innym kierunku i zacząłem studiować malarstwo Szyszkina, Chełmońskiego, Fałata i Barbizończyków. Szybko wyrugowałem postaci ze swoich płócien, by w ciągu kilku następnych lat dojść do czystego pejzażu, nieskalanego formą działalności ludzkiej. Pomimo tego, że przez ostatnie dwie dekady, główną osią mojej twórczości był nasz polski, rodzimy pejzaż, nigdy nie porzuciłem swoich zainteresowań człowiekiem oraz architekturą w malarstwie, co zresztą jest zgodne z moim wykształceniem: architektura i reżyseria. Równolegle z malowaniem krajobrazów, pracowałem jako portrecista, rysownik satyryczny i ilustrowałem storyboardy na potrzeby filmów reklamowych. Wykonywałem też mnóstwo szkiców do swoich przyszłych obrazów o treściach symbolicznych, które obecnie zaczynam przelewać na płótna. Odbiorcy mojego malarstwa, którzy znają je wyłącznie z aukcji w Art in House być może ulegną zdziwieniu, a nawet zapytają skąd nastąpiła ta zmiana, a ja wtedy odpowiem, że zupełnie nic nie zmieniłem. Moja twórczość zatoczyła po prostu koło.
Konrad Hamada, Przebudzenie, 2021 r.
Czy pewne osoby, doświadczenia lub sytuacje życiowe ukształtowały ciebie i twoją twórczość?
Ojciec rozbudził we mnie pasję do malarstwa i filmu. Z konkretnych sytuacji pamiętam jak przez mgłę, kiedy mając nieco ponad trzy lata zostałem przez rodziców zabrany do Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w krakowskich Sukiennicach. Największe wrażenie zrobiła na mnie „Czwórka” Józefa Chełmońskiego. Bałem się tych galopujących wprost na mnie koni, ale jednocześnie zachodziłem w głowę: jak można tak namalować? Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy doznałem uczucia, że chciałbym w przyszłości zostać malarzem „tak na poważnie”. Mając lat jedenaście zwiedzaliśmy Luwr w Paryżu. Tu znowuż najbardziej zapadła mi w pamięć „Tratwa Meduzy” Théodore’a Géricault. Ostatnim muzeum, które zwiedzałem już jako dorosły, a do którego marzyłem żeby pojechać odkąd dowiedziałem się o jego istnieniu, było Rijksmuseum w Amsterdamie. I znów moi ulubieni Holendrzy, a w szczególności Hals i Rembrandt. Zawsze kochałem figurację na płótnie. Ci faceci w tamtych czasach byli genialni, że potrafili tak malować. Ale jednocześnie ciągnęło mnie do tych łąk i mokradeł. Byłem wówczas trochę rozdarty i na tamten moment wybrałem pejzaż.
W twoich najnowszych pracach można znaleźć magiczne zwierzęta, zmysłowe postaci, anielice i centaury. Czy zawsze interesowałeś się symboliką i używaniem wizualnej metafory w swojej pracy? Opowiedz nam o rozwijaniu tego na swój sposób magicznego języka.
Baśnie i mitologia inspirowały mnie najbardziej od najmłodszych lat. Wrażenie robiło na mnie również malarstwo figuralne, a symbolika i używanie podtekstów było tutaj dodatkowym wzmocnieniem treści zawartych w obrazie. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z pułapek jakie tu czyhają. Przede wszystkim figuracja jest najtrudniejszą dziedziną w sferze malarstwa i może mnie ktoś próbować przekonywać, że tak nie jest, ale i tak się nie zgodzę. Jeśli chcesz tworzyć takie rzeczy, dobrze jest wcześniej przejść solidną szkołę rysunku i malarstwa realistycznego, tak jak to czynili malarze przed wiekami. Z drugiej strony malując w dzisiejszych czasach symbolizm, można bardzo łatwo otrzeć się o kicz i być posądzonym o różne nadużycia treściowe na płótnie. W pewnym sensie to może być trudniejsze niż w dawnych czasach. Ja zawsze byłem uważnym obserwatorem. W tym zawodzie musisz taki być, bo wszyscy malarze czerpią inspiracje od poprzedników. Ja oglądam naprawdę bardzo dużo dawnego malarstwa o takich treściach i to mnie rozwija gdzieś w środku. Potem siadam przed pustą kartką papieru i uruchamiam wyobraźnię, to wszystko.
Konrad Hamada, Błoto, 2020 r.
Jakie pomysły i koncepcje wykorzystujesz obecnie w swojej pracy?
Jeśli chodzi o figurację to opieram się na wyobraźni podpartej głównie skojarzeniami ze scenami z filmów kostiumowych. Lubię architekturę średniowieczną, zarówno styl romański jak i gotyk, bowiem doskonale wpasowują się one w tematykę rodem z legend. Bazą wyjściową są dla mnie kobiety o długich włosach, demoniczne stwory rodem z Boscha oraz dawna architektura i pejzaż, który w tym przypadku może być nieco odrealniony.
Zajrzyjmy jeszcze do twojego studia. Jak wygląda twój proces twórczy? Czy zaczynasz od szkiców i testów kolorów, planując wszystko, czy po prostu malując pozwalasz swojej wyobraźni rozwijać się?
Należę do grona malarzy realistów. Nie mówimy tu absolutnie o foto realizmie, bo moim celem nigdy nie była chęć rywalizowania z fotografią, lecz o realistycznym przedstawianiu świata na płótnie. Przede wszystkim skupiam się na dokładnym rysunku. Ukończyłem architekturę, a precyzja rysunku, to jest to czego oczekuje się od przyszłych adeptów tego zawodu już na samym starcie. Niezależnie od tego co będzie tematem obrazu, dokładny rysunek jest dla mnie bazą wyjściową. Francuski malarz Jean-Auguste-Dominique Ingres zwykł mawiać, że rysunek zawiera w sobie już wszystko oprócz koloru. Ja również uważam, że jest to prawdą. Dodatkowe szkice w wersji czarno białej są mi zawsze niezbędne kiedy przystępuję do kompozycji figuralnej czy portretu. Nie wykonuję ich w kolorze. Czasem jedynie pozwalam sobie na wykonanie małych próbek kolorystycznych na osobnym nośniku jak tektura. Przy pracy nad malarstwem pejzażowym przystępuję do pracy natychmiast, bez żadnych dodatkowych działań. Proces twórczy zaczyna się jednak wcześniej, na etapie samego pomysłu i tu kluczową rolę odgrywa wyobraźnia w przypadku figuracji, bo pejzaż nie jest dla mnie na tyle wymagający. Pomysły rodzą się w głowie podczas oglądania filmów, albumów innych malarzy czy nawet kiedykolwiek: podczas spaceru czy nawet jazdy samochodem. Potem dopiero te pomysły przelewam na szybkie szkice, a następnie te dokładne, o których wyżej wspomniałem. Mam rozplanowaną, poukładaną pracę.
Konrad Hamada, Biała dama, 2021 r.
Czy masz jakieś codzienne nawyki lub rytuały, które karmią Cię twórczo?
Nie, nie mam takich rytuałów. Noszę japońskie nazwisko, ale ceremonia picia herbaty jest mi zupełnie obca. Po prostu wstaję i działam.
Pracujesz obecnie nad nowymi projektami?
Nieustannie mam głowę pełną pomysłów, tylko niestety nie na wszystko wystarcza mi doby. Obecnie mam przygotowanych mnóstwo czarno białych szkiców pod moje obrazy baśniowo-symboliczne. Co do planów filmowych, również są takie, ale na razie na etapie dwóch zakończonych niedawno scenariuszy. Ponieważ od kilku lat sztuka komiksowa wraca w Polsce do łask, mam również koncepcję wydania swojego pierwszego komiksu, ale z tym trzeba będzie poczekać, sądzę, że jeszcze jakieś trzy lata licząc od dzisiaj. Na razie jestem najbardziej zaangażowany emocjonalnie w swoje nowe kompozycje malarskie. Ciągle czuję, że się rozwijam.
Konrad Hamada, Droga Wojownika, 2021 r.
W pejzażu zaklęte. Wystawa malarstwa Konrada Hamady
Wernisaż: 25.10.2021, godz. 18.00
Wystawa: 25.10.2021 – 29.10.2021, godz. 10.00-18.00
Art in House Dom Aukcyjny
Aleje Jerozolimskie 107, Warszawa
Inne artykuły z tej kategorii
-
O Artystach Rynek sztuki
Nieznane dzieło Magdaleny Abakanowicz | XVIII Aukcja Klasyków Współczesności
Dom aukcyjny i galeria sztuki Art in House ma ogromny zaszczyt ogłosić Wam, że w katalogu XVIII Aukcji Klasyków Współczesności zagości niezwykłe dzieło. Mowa tu o tkaninie, wykonanej w latach 60. ubiegłego wieku z sizalu, wełny i bawełnianego sznurka, która znajdowała się przez kilka dekad w kolekcji prywatnej i nigdy...
-
O Artystach Rynek sztuki
Ogromne emocje na wielkich płótnach – III Aukcja Sztuki Wielkiego Formatu
Jesteście gotowi na OGROMNE emocje? Przygotowaliśmy dla Was naprawdę dużą rzecz: III Aukcję Sztuki Wielkiego Formatu! Jak sama nazwa wskazuje, w katalogu aukcji znajdziecie same wielkoformatowe prace, które z pewnością pobudzą ciekawość i ucieszą wasze mocą barw, wątków i szczegółów umieszczonych przez artystów na obrazach i rzeźbach. Ryszard Rabsztyn, ANTIDOTUM PS...
-
O Artystach Rynek sztuki
III Aukcja Charytatywna „Jasiek dla Śpiocha” w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie
Wyjątkowe wydarzenia wymagają pięknej oprawy. Tegoroczna trzecia edycja Aukcji Charytatywnej „Jasiek dla Śpiocha” odbędzie się we foyer Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Budynek na co dzień wypełniony unikatową sztuką oraz jej pasjonatami stanie się sceną dla nadziei i wsparcia. Na aukcję zapraszamy w czwartek 21 listopada o godz. 19.30, a...
-
O Artystach Rynek sztuki
Body & Emotions. Wystawa twórczości Anny Chorzępy-Kaszub i Joanny Roszkowskiej
(…) nasz zewnętrzny wygląd, cechy charakterystyczne, po których się nas poznaje, to po prostu dziecięca zabawka dla oka. Pod nimi wszystko jest ciemne, skłębione, nie do zgłębienia; znacie nas tylko z tego, że od czasu do czasu wypływamy na powierzchnię. (…) Virginia Woolf „Do latarni morskiej” Światło, które przenika...