Wystawa „TO dla LUDZI” – Wywiad z Marcinem Gregorczukiem (Blubird)
„TO dla LUDZI” – Start Wystawy już 23. Sierpnia
W dniach 23. VIII – 6. IX w naszej galerii i domu aukcyjnym Art in House, podziwiać będzie można prace jednego z zaprzyjaźnionych z nami artystów – Marcina Gregorczuka (Blubird). Jako wstęp do wystawy, przeprowadziliśmy z Panem Marcinem wywiad, który – mamy nadzieję – przybliży Państwu sylwetkę tego autora, a dzięki temu pozwoli pełniej odbierać jego twórczość.
Po co ludziom sztuka i czym ona jest dla Pana?
„Czym jest a czym nie jest dla mnie sztuka?” – będąc jak ja malarzem-samoukiem nie sposób wyrobić sobie własną opinię bez jakiegokolwiek odniesienia się do tego, co już funkcjonuje w przestrzeni publicznej.
Czy fakt, że coś jest wystawiane w galerii czy muzeum czyni z obiektu dzieło sztuki? Czy fakt, że ktoś skończył Akademię Sztuk Pięknych czyni z niego artystę? A może sztukę tworzą marszandzi, kreując wokół osoby i jej wytworów „artystyczny nimb”, którego wartość określa się w pieniądzu?
Nie podejmuję się oczywiście odpowiadać wprost na żadne z tych pytań. Przytoczyłem je, bo każde z nich, jak i wiele innych, pozwoliło mi kształtować własne poglądy na ten temat. Przeze mnie osobiście, jako malarza-samouka, sztuka utożsamiana jest przede wszystkim z twórczością, czyli naturalną potrzebą przedstawiania świata zewnętrznego oraz światów wewnętrznych w sposób oryginalny, niepowtarzalny, charakterystyczny wyłącznie dla mnie, czyli taki, jakim widzę go swoimi oczami. Oczywiście wymaga to posiadania określonych umiejętności, warsztatu, sprawności ręki i oka, aby to indywidualne widzenie przełożyć adekwatnie na swoje artystyczne wytwory.
No i rzecz niemniej ważna: aby tworzyć sztukę, trzeba po prostu regularnie to robić, czyli w moim przypadku malować, malować i jeszcze raz malować.
Natomiast pytanie „po co sztuka ludziom” to wg mnie pytanie bardziej do psychologa czy socjologa (koncentrując się tylko na czasach współczesnych, pomijając epoki historyczne, w szczególności sprzed czasu wynalezienia fotografii). Dla jednych będzie to bowiem forma lokowania pieniędzy czy też zaspokajania potrzeb kolekcjonerskich, dla innych sposób dekoracji przestrzeni, budowania własnego wizerunku jako osoby kulturalnie obeznanej i obytej, a dla jeszcze innych sztuka jest narzędziem reparacji traum życiowych.
Odpowiedzi może być wiele. Jeśli natomiast miałbym się odnieść do tej kwestii w sposób najbardziej idealistyczny i osobisty, to wg mnie sztuka zaspokaja w ludziach bazowe potrzeby bliskości i wymiany interpersonalnej, dzielenia się sobą samym z innymi i przekraczania w ten sposób granicy samotności. Artyści to bowiem osoby twórcze, które ze względu na wrodzony talent i wypracowane umiejętności, potrafią swoje światy wewnętrzne komunikować innym ludziom za pomocą swoich wytworów. Odbiorcy mogą się w nich odzwierciedlić, przejrzeć na poziomie mentalnym, emocjonalnym czy duchowym i w konsekwencji odkryć bądź odnaleźć w dziełach sztuki cząstkę samego siebie. W ten sposób sztuka ubogaca i inspiruje życie ludzi, czyniąc je ciekawszym, pełniejszym, dostarczając nowych wrażeń i przeżyć (nie tylko estetycznych), które można dzielić z innymi ludźmi. Stąd też wywodzi się tytuł mojej wystawy: „TO dla LUDZI”.
Co inspiruje Pana do tworzenia?
W przeciwieństwie do artystów poszukujących ciągłej ekscytacji, dla których podstawą twórczości są silne przeżycia i doświadczenia natury emocjonalnej, dla mnie największą inspiracją jest spokój wewnętrzny i poczucie duchowego bezpieczeństwa. Nie mógłbym tworzyć nieustannie się czymś zamartwiając, więc dbam o harmonię zarówno swojego wewnętrznego świata jak i otoczenia.
Oczywiście nie oznacza to, że wiodę odizolowany i samotniczy tryb życia, bo tak nie jest. Inspiruje mnie świat w którym żyję i jego bogactwo, którego codziennie doświadczam, kontakt z naturą i ludźmi, których kocham. Zostałem obdarzony wrodzoną wrażliwością estetyczną, niewyczerpanym źródłem inspiracji jest dla mnie piękno ludzkiego ciała, które zapewne z racji tego, iż jestem mężczyzną, wyrażam na płótnie przede wszystkim w postaci portretów i aktów kobiecych.
Nie muszę szukać pomysłów, bo one dosłownie „zalewają” mnie codziennie z każdej strony. Właściwie, to ze mną jest trochę tak, jak mówił o sobie Picasso: „Ja nie szukam, ja znajduję”. Dużo chodzę pieszo, spaceruję po lasach, parkach, ulicach, wyjeżdżam w ciekawe miejsca, zazwyczaj się nie śpieszę, więc moim oczom umyka dzięki temu o wiele mniej. Jestem wnikliwym obserwatorem rzeczywistości, czasem robię zdjęcia rzeczy, które widzę, żeby uchwycić chwilę, zjawisko, sytuację, barwę.
Inspiruje mnie też muzyka, która towarzyszy mi codziennie, również gdy maluję. To wszystko, co powiedziałem powyżej, brzmi być może całkiem zwyczajnie, jednak przefiltrowane przez subiektywny sposób widzenia świata moimi oczami i odzwierciedlone na płótnie moją ręką daje efekt finalny w postaci moich obrazów.
Nie mam wzorów do naśladowania jako takich. Podziwiam wielu artystów ale o żadnym z nich nie mogę powiedzieć, że jest moim autorytetem w dziedzinie tworzenia. Myślę, że w przypadku malarza-samouka kierunek biegnie raczej w odwrotną stronę. Ja od samego początku maluję instynktownie i całkowicie autorsko, z wewnętrznej potrzeby tworzenia. Nie kształciłem się formalnie ani w kierunku plastycznym ani w kierunku związanym z historią sztuki. Dopiero teraz sam, obcując w większym wymiarze z dziełami innych artystów albo w kontakcie z ludźmi zajmującymi się sztuką, zauważam pewne podobieństwa bądź skojarzenia moich prac z twórczością innych artystów, głównie z obszaru sztuki współczesnej.
Jak wygląda Pana proces twórczy oraz rutyna?
Jestem osobą, która jakiś czas nosi koncepcję obrazu we własnym umyśle, zanim nadejdzie moment urzeczywistnienia jej na płótnie. Z reguły lubię pracować we własnym tempie, z rozplanowaniem kolejności działań twórczych – szkicu, kompozycji, doboru kolorów i linii, aby finalnie uzyskać ich wzajemną harmonię odpowiadającą źródłowej wizji twórczej.
W tym względzie długi czas byłem perfekcjonistą, wszystko musiało być zgodne z tym, co pierwotnie założyłem, poświęcałem wiele godzin na wymieszanie farb, aby uzyskać idealny odcień. Nazwałem to nawet „chirurgicznym stylem”. Termin ten adekwatnie odzwierciedla nadrzędne reguły, którymi się wówczas kierowałem – dokładność i precyzję przypominające cięcia chirurgicznego skalpela. Z czasem zacząłem dopuszczać odstępstwa od tej reguły, dawałem sobie coraz więcej przestrzeni dla improwizacji i działań intuitywnych. Obecnie świadomie trzymam się tego kierunku, myślę że jest to po części związane z uzyskiwaniem coraz większej pewności i zaufania do siebie jako artysty.
Aktywność twórcza stanowi oś, wokół której koncentruje się moja codzienność. Maluję regularnie niemal każdego dnia, często do późna w nocy. Gdy wpadam w trans tworzenia zdarza się, że zupełnie tracę poczucie czasu. Mimo, że staram się żyć w zgodzie z filozofią „tu i teraz”, tj. będąc całkowicie obecnym w chwili, która aktualnie trwa, to często po przebudzeniu moje myśli i emocje od razu są przy płótnie, a ja nie mogę się doczekać aż rozpocznę pracę nad obrazem. Malowanie niezmiennie sprawia mi ogromną radość i mam nadzieję, że równą przyjemność i zadowolenie przynosi ono patrzącym na moje obrazy.
Dlaczego został Pan malarzem? Jak zdobył Pan warsztat, co najbardziej ukształtowało Pana styl?
Zajęcie się malarstwem nie było rezultatem podjęcia świadomej decyzji, wynikało to raczej z potrzeby twórczego działania, którą odczuwałem właściwie od zawsze. Od dziecka chętnie rysowałem, malowałem, uwielbiałem bawić się kolorami, jednakże w miejscu, w którym dorastałem, nie było ani tradycji ani warunków do pielęgnowania mojej budzącej się wrażliwości estetycznej. Wskutek czego nie otrzymałem dostatecznej ilości uwagi i wsparcia, abym mógł rozwijać swoje zdolności i pasje na drodze formalnej edukacji.
Mimo to wrodzone predyspozycje, zapał i temperament twórczy konsekwentnie kierowały mnie w stronę aktywności o charakterze kreatywnym. Zdecydowana część prac, które w życiu podejmowałem miały mniejszy lub większy związek z projektowaniem artystycznym. Z czasem ograniczenia związane z projektowaniem komercyjnym zaczęły mnie coraz bardziej uwierać, stąd proporcje dotyczące pracy zawodowej i własnej aktywności twórczej zaczęły się zmieniać na korzyść tej drugiej. Malowałem coraz więcej i z coraz większym entuzjazmem, aż w końcu odważyłem się na konfrontację i zaprezentowanie swoich prac przed profesjonalnym audytorium.
Jako samouk, niemal w sensie dosłownym wszedłem do świata sztuki wprost „z ulicy”, jako outsider czyli ktoś całkowicie z zewnątrz. Droga, którą przeszedłem aby znaleźć się w miejscu, w którym jestem obecnie, była z jednej strony wyboista i trudna do pokonania, z drugiej jednakże miała swoje dobre strony. Nikt nigdy nie narzucał mi zasad, kierunku, sposobu myślenia ani sznytu, jak to często bywa w procesie formalnej edukacji artystów. Dzięki temu jestem wolny od konwencjonalizmu i skostnienia, które są nie do uniknięcia w środowisku, w którym występują zalecenia, normy, schematy i dogmaty artystyczne, krępujące swobodę wypowiedzi artystycznej. Nie byłem też narażony na ciągłe porównywanie się z innymi, rywalizację na polu artystycznych osiągnięć oraz konkurowanie o pochwały i uznanie krytyków, które funkcjonują w systemie akademickim. Dla mnie jako amatora-samouka nigdy nie stanowiło problemu to, co edukowany artysta musi wypracować sobie w pocie czoła czyli własną, oryginalną osobowość artystyczną, wolną od świadomych bądź nieświadomych zapożyczeń czy niezamierzonych plagiatów. Ja po prostu od początku uprawiałem wyłącznie swój styl, bo po prostu nie zostałem nauczony innych form ekspresji artystycznej. Świeżość formy i treści uważam nadal za swój największy kapitał, który staram się pielęgnować i podtrzymywać, mimo obecności na artystycznych salonach.
To, co w dużym stopniu ukształtowało mój styl to praca przez wiele lat jako grafik i ilustrator, kiedy to głównym narzędziem, którym się wówczas posługiwałem był komputer, rysik, tablet i ołówek. Rzadziej i bardziej hobbistycznie – spray’e, farby, markery i pędzle, których używałem w przestrzeni miejskiej, na murach, ścianach i kartonach. W tamtym czasie fascynowałem się głównie płynnymi kształtami, nie stroniłem od nasyconych, żywych kolorów i kontrastujących zestawień. Równocześnie uwielbiałem projektować logotypy, elementy identyfikacji wizualnej, ikony, piktogramy, gdzie z kolei w kalejdoskopie różnorodnych barw i kształtów szukałem wewnętrznej równowagi, harmonii a nawet minimalistycznej prostoty stylu. Istotny wpływ na obecny kształt mojej twórczości miała także ogromna sympatia do komiksów w czasach młodości, których miałem mnóstwo i w których zaczytywałem się jako nastolatek.
Dlaczego warto przyjść na Pana wystawę?
Z tą wystawą nierozerwalnie związana jest moja osobista historia, która trwa nieprzerwanie od dnia 24 listopada 2017 r, kiedy to po raz pierwszy, ale wcale nieprzypadkowo, pojawiłem się na aukcji Młodej Sztuki w Art in House. Mówię nieprzypadkowo, bo celowo wybrałem to właśnie miejsce, po części ze względu na biogram artystyczny jego założycieli ale przede wszystkim na niepowtarzalny klimat siedziby AiH. Unikam miejsc mocno skomercjalizowanych, a zarówno lokalizacja, wystrój architektoniczny, jak i intymna atmosfera tego domu aukcyjnego przypominały mi klimatyczne galerie ze starych, artystycznych zakątków Paryża. Mój pierwszy obraz został wylicytowany na aukcji Młodej Sztuki w AiH 16 marca 2018 r., również nieprzypadkowo wybrałem wówczas obraz „Sadness”, który trafnie odzwierciedlał ówczesny stan mojego wewnętrznego świata.
Obecna wystawa jest naturalną kontynuacją tej artystycznej historii. Jest to moja pierwsza indywidualna wystawa, dedykowana wyłącznie mojej twórczości, po niej zapewne przyjdą kolejne, indywidualne i zbiorcze. A, że rzeczy pierwsze zdarzają się tylko raz w życiu, stąd ich wartość ma dla mnie niekwestionowany wydźwięk i znaczenie. Towarzyszenie mi w tym właśnie momencie życia i w miejscu, gdzie rozpoczęła się moja artystyczna droga, dodaje temu wydarzeniu niepowtarzalnej energii i mocy, która mam nadzieje udzieli się wszystkim odwiedzającym. Oczywiście, jak to na wystawach bywa, chciałbym podzielić się z publicznością moim subiektywnym widzeniem świata, uchwyconym na prezentowanych płótnach, ale pewnie będzie jeszcze wiele okazji zobaczyć moje obrazy, czy to na aukcjach czy innych wystawach. Tu i teraz mamy do czynienia z czymś pierwszym i niemożliwym do odtworzenia (nie ma bowiem drugich pierwszych razów), a więc całkowicie unikalnym doświadczeniem spotkania odbiorców z twórcą wystawianych dzieł sztuki w miejscu jego artystycznych narodzin.
Inne artykuły z tej kategorii
-
O Artystach Rynek sztuki
Nieznane dzieło Magdaleny Abakanowicz | XVIII Aukcja Klasyków Współczesności
Dom aukcyjny i galeria sztuki Art in House ma ogromny zaszczyt ogłosić Wam, że w katalogu XVIII Aukcji Klasyków Współczesności zagości niezwykłe dzieło. Mowa tu o tkaninie, wykonanej w latach 60. ubiegłego wieku z sizalu, wełny i bawełnianego sznurka, która znajdowała się przez kilka dekad w kolekcji prywatnej i nigdy...
-
O Artystach Rynek sztuki
Ogromne emocje na wielkich płótnach – III Aukcja Sztuki Wielkiego Formatu
Jesteście gotowi na OGROMNE emocje? Przygotowaliśmy dla Was naprawdę dużą rzecz: III Aukcję Sztuki Wielkiego Formatu! Jak sama nazwa wskazuje, w katalogu aukcji znajdziecie same wielkoformatowe prace, które z pewnością pobudzą ciekawość i ucieszą wasze mocą barw, wątków i szczegółów umieszczonych przez artystów na obrazach i rzeźbach. Ryszard Rabsztyn, ANTIDOTUM PS...
-
O Artystach Rynek sztuki
III Aukcja Charytatywna „Jasiek dla Śpiocha” w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie
Wyjątkowe wydarzenia wymagają pięknej oprawy. Tegoroczna trzecia edycja Aukcji Charytatywnej „Jasiek dla Śpiocha” odbędzie się we foyer Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Budynek na co dzień wypełniony unikatową sztuką oraz jej pasjonatami stanie się sceną dla nadziei i wsparcia. Na aukcję zapraszamy w czwartek 21 listopada o godz. 19.30, a...
-
O Artystach Rynek sztuki
Body & Emotions. Wystawa twórczości Anny Chorzępy-Kaszub i Joanny Roszkowskiej
(…) nasz zewnętrzny wygląd, cechy charakterystyczne, po których się nas poznaje, to po prostu dziecięca zabawka dla oka. Pod nimi wszystko jest ciemne, skłębione, nie do zgłębienia; znacie nas tylko z tego, że od czasu do czasu wypływamy na powierzchnię. (…) Virginia Woolf „Do latarni morskiej” Światło, które przenika...